Przykłady interpretacji snów całościowe i sprawdzone z mojego życia


26 Marca 2005

Szaleniec porwał grupkę ludzi i w tym mnie. Jego metody działania były wyjątkowo okrutne. Każdemu z nas wszczepił w ucho bombe w postaci klamry spinkowej. Miał on ze sobą detonator, który był gotowy do odpalenia w każdej sekundzie. Wykorzystaliśmy raz jego nieuwagę jak nam się wydawało i gdy on zasnął my pozbyliśmy się ładunku i zaczęliśmy uciekać. Nie wiem, czemu nie wezwaliśmy policji, czemu go nie zabiliśmy, lub cokolwiek sensownego nie zrobiliśmy. Nas było w końcu koło 10 osób, w różnym bardzo wieku i różnej płci. Uciekając dopiero zauważyłem coś przerażającego. Na chodniku, którym biegliśmy, będąc zdala już od szaleńca, w pozornie bezpiecznej odległości były stosy igieł. To pewnie były bomby. Sądziliśmy, że zdołamy uciec, ale to było tylko pozorne zwycięstwo, bo on wszystko przewidział. Każdy z nas skakał ile sił, zmierzając w stronę szkoły, by tam się schronić. Najgorsze we śnie było to, że ten człowiek nas nie musiał pilnować. Ucieczka oznaczała śmierć. Wiem, że przed ucieczką było jeszcze pare motywów snu. Jednym z nich było przedstawienie postaci, w tym jakiejś brzydkiej dziewczyny. Innym przedstawienie motywów, które czasem były nonsensowne np. wysadzenie domu w powietrze... co ważniejsze życie czy jakiś stary do tego dom?

INTERPRETACJA

Igły prawdopodobnie są tutaj symbolem choroby. Było ich miliony, jak bakterii. Były wszędzie. To, że pozornie udało się uciec od tej choroby (szaleniec był chory w końcu tyle, że umysłowo) świadczy o nawrocie choroby bardzo niebezpiecznym. Igły też, co skojarzyłem dopiero po latach, czytając ten sen i wybierając go jako jeden z tych, które wrzucę na stronę, pełnią też formę dosłowności- jak igły w strzykawkach w końcu. Nie było dla mnie to takie oczywiste wtedy, ale teraz jest to pewne. Faktycznie byłem chory wtedy, gdy rano obudziłem się i chorobę ciężko naprawdę przechodziłem.

Sen mojego kolegi A 04.11.2004

Sen zaczyna się w momencie, gdy się budzę. Patrzę na budzik... jest godzina 6.00, wybijam z domu, nie wiedzieć czemu tak wcześnie, ale twardy jestem i wychodzę (1). Jest późny, jesienny poranek, wszechobecny półmrok, zimne wilgotne powietrze- o tak barbarzyńskiej porze nie ma jeszcze wielu ludzi, ani samochodów na ulicach. Poranek jest rześki, aczkolwiek wszystko jest psychodelicznie, ciemne i przygnębiające. (2) Następna scena. Galeria Mokotów, jestem ja, W, B, Ch, S, Sm i wychowawczyni. Akcja zaczyna się, gdy wychowawczyni stara się mnie nakłonić do jakiegoś konkursu mangowego, pokazuje mi ogłoszenie na ścianie, ale ja zbywam tylko w stylu taaa pamiętam o tym, tak jakbym miał to zrobić jako prace domową. Potem wychowawczyni usuwa się z pola widzenia. (3) Całą ekipą spieszymy do szkoły żeby się nie spóźnić. Wszyscy wybiegają, ale ja na chwilę przystaję i orientuję się, że jestem Gwiezdnym Królem z Jatamna i jakiś inny robot, ten był z Dajmosa, próbuje mnie powstrzymać abym nie dotarł na czas. Chwila szpanerskiej walki i z przeciwnika pozostaje sterta złomu. Wtedy wzywam skrzydlatego konia, aby było szybciej, zauważam, że pomimo tego, iż jest rano robi się coraz ciemniej, a nie jaśniej, chwila konsternacji i znów jestem sobą. (4) Jadę ulicą tak, jakby poduszkowcem unoszącym się zaledwie kilka cm nad ziemią, wyglądającym zupełnie jak pomniejszana wersja bombowca stelth. Uczucie prędkości jest niesamowite, wymijam pojazdy na drodze, nagle to dziwne uczucie psychodelizmu, ale szybko zastępuje je poczucie, że czegoś tu brakuje... qrrrrrrr nie mam plecaka. (5)Wracam pod Galerię. Jest już zupełnie ciemno i pusto. Wszystko opustoszało jak w środku nocy. Wysiadam z pojazdu i szybko biegnę... co jest przecież na schodach leżą moje spodnie, dalej podkoszulek i inne części garderoby. Szybko je zbieram, zakładam, biegnę dalej... nareszcie jest plecak. Ale co się dzieje- w tej części galerii nigdy nie byłem. Biegnąc mijam jakąś babkę baaaardzo dziwnie się na mnie patrzy..., nie rozumiem, znów to przemożne uczucie, robi się psychodelicznie, to uczucie staje się nie do zniesienia. Nagle coś mnie rozprasza. (6) Buuurrrrrrr... to mój brzuch, ale mnie popędziło. Po prawej widzę jakiś zdewastowany klop. Wszędzie brudno ciemno, klimat jak z fallouta widzę kabinę przed sobą. Drzwi trzymają się tylko na górnym zawiasie i o dziwo to nie drzwi, tylko moskitiera, ale co tam. Rzucam plecak na podłogę, puszczam wiatr i...klęska, poszło trochę na plecak i po spodniach. kończę już na klopie. Nagle przychodzi ta babka, co ją minąłem. Zasuwa jakieś zasłony, które były dookoła kabiny. Skończyłem, widzę, że papier jest tu zajebiście gruby. Gdy już wszystko w porządku pojawia się B. skąd on się tu wziął, nieważne. (7) Babka nagle daje dzidę i znika, B się śmieje, że do wojska na komisję ja zabrali. Na to ja, że wsadzą ją do wieży (ja z bajki królewna w wieży- kapujecie) wsadzą, chwila konsternacji, spojrzenie, paniczny śmiech (to miało na pewno jakąś myśl, ale za Chiny nie mogę sobie przypomnieć, ale bajer jest też taki, że B nawet we śnie mnie zrozumiał i obaj się z tego panicznie brechtaliśmy). (8) Długo się śmiejemy, lecz nagle przestaję, znów to dziwne uczucie, jest coraz dziwniejsze i silniejsze świadomość coraz silniej krzyczy, że coś jest tu nie tak. Zastanawiam się, co nagle sobie przypominam, że ta babka jak biegłem nie patrzyła się na mnie dziwnie, tylko z uśmiechem powiedziała, że późno już, koło 12.00 i w galerii nikogo nie ma. Ale czemu pamiętałem coś innego, nie rozumiem to dziwne, spojrzenie na śmiejącego się B, kim on jest...? (9) Nagle znaleźliśmy się w jakiejś baro-restauracji na tarasie, coś dziwnego w galerii przecież takiej nie ma. Jemy śniadanie, przed szkołą (w galerii ale to pogrzane :p) znów jest ranek koło szóstej. Wszystko w tym samym klimacie co poprzednio, na dole nawet pojawiają się jacyś widmowi ludzie. Nagle wbija Ch & Company (D, W, Sm), o w ...ale oni są spaleni. Ch pali jojnta ale on ogromny jak qbańskie cygara. Tak spalonego Da jeszcze nie widziałem. Ja z B coś już paliliśmy, ale nie mogę sobie przypomnieć, kiedy... znów coś nie tak. Patrzę, a na stole leży pęk kluczy, takich jak u strażników na filmach, ale te są jakieś inne...mają wiele obręczy, coś z nimi nie tak. No nieeee, to przecież jeden klucz jak do jakiejś futurystycznej maszyny. Przypomina mi się obraz Siudmaka ten z kółkami zębatymi od zegarka i czaszką w okularach przeciwsłonecznych rozkminiam to i widzę koneksje... (to było coś wielkiego na miarę eureka, ale nie mogę sobie przypomnieć). Wracam do rzeczywistości Ch się strasznie śmieje, ale jest upalony, to z niego aż emanuje, jest tak oczywiste, że aż przerażające. (10) Patrzę, a na stole leży duży obraz podnoszę go i oglądam. Im dłużej na niego patrzę tym staję się większy i coraz bardziej absorbujący. Jest ciemny jak wszystko wokół, malowany pastelami (to było najlepsze). Zaczynam to czuć zapadam się czuję jego głębie, ekspresję szarości, ponura i ekscytująca (dodam aneks). (11) Nagle orientuje się, że to ten sam widok, co z tarasu. Podnoszę obraz, idealnie pasuje jak żywcem wyjęty z otoczenia. Coś nie tak, ciągle czuje dreszcz. Patrzę na B i nie mogę uwierzyć- on zjada żywe robactwo, ten psychodelizmu mnie przerasta słyszę mlaskanie, śmiech Ch, głowy stają się coraz większe, mlaskanie, śmiech, ruszające się robactwo, krzyk, robi się strasznie głośno chłam, którego nie zniosę, nagle... Ej znam ten dźwięk... To budzik!!! I tak się sen skończył. Ostatnie, co zapamiętałem to roześmiana twarz Ch. Ten sen był tak ekspresyjny, że prawie nie wyrobiłem na każdym kroku czułem psychodelizmu- to było straszne, a zarazem ekscytujące. (12)

Aneks do obrazu- Obraz pastelowy, utrzymany w strasznie ciemnej szarości, tak jak klimat: bardzo rano, dopiero co widnieje, chmury gęste, jesienna atmosfera, wilgoć i mgła. Widok ulic z epoki Pozytywizm- Młoda Polska. Budynki z szarymi fasadami lub ceglane. Wszystko jest niewyraźne (z powodu ciemności i mgły... mały kontrast), widać bardzo zszarzałe, jakby popiołowo-dymowe kolory, głównie cegły budynków. Obraz jest jednak idealną kopią widoku z tarasu. Gdy układam go w powietrzu idealnie wpasowuje się w przestrzeń, zlewa się z nią, jakby tam było jego miejsce od zawsze. Teraz najbardziej było widać ukryty naturalizm obrazu. Zaczęła się zacierać różnica między obrazem, a widokiem z tarasu tak, jakby pozostała sama rama, bez płótna. Obraz wprost bije szarością- expresja ostatnich chwil snu miasta z epoki, przygnębienie, bardzo nieliczni ludzie smutni i zamyśleni(intuicyjnie wiedziałem ze przygotowują się do morderczo ciężkiej pracy w fabrykach). Obraz odbierał świadomość, jakby wprawiał w stan nirwany, pozbawiał nadziei, myśli, pragnień, stawał się całym światem, jakby nic poza nim nie istniało. Po obudzeniu miałem uczucie beznadziejności, przygnębienia, a zarazem czułem zachwyt z tego niemal boskie uwielbienie.

INTERPRETACJA

(1) Już pierwsza linijka jest ostrzeżeniem na przyszłość. Patrzysz na zegarek i budzisz się, ale to budzenie ma mieć wymiar symboliczny. Potocznie używamy zwrotów w stylu "dopiero teraz się obudziłeś?" albo "wcześnie się obudziłeś..." z ironią oczywiście. Tu chodzi o to, byś wcześnie jeszcze, gdy nie jest za późno zwrócił na coś uwagę. (2) Pora na "obudzenie się" i zwrócenie na problem z życia uwagi wydaje ci się wczesna, jednak dalej już okaże się, że tak wcale nie będzie. (3) O ile dla kogoś, kto skończył naukę w szkole, "praca domowa" o którą faktycznie tutaj chodziło oznaczała by co innego, o tyle dla Ciebie jest to faktyczne nawiązanie do szkoły, ukazujące twój faktyczny stosunek do niej- zwłaszcza lekceważące "taaa". Odkładasz wszystko na ostatnią chwilę, a potem jest za późno już na to. Inni, jak sam to określiłeś, usuwają się więc z Twojego życia, skoro sam nie chcesz wprowadzić zmian. (4) O ile miewasz chwile "walki" o to, by dotrzeć do szkoły na czas i mieć z niej jakiś pożytek (o ile ktokolwiek ma z niej pożytek...), o tyle potem i tak na powrót "stajesz się sobą" jak to napisałeś i znowu powracasz do złych nawyków. Ciemniejące otoczenie nie jest nigdy dobrym znakiem i wskazuje na niekorzystne przyzwyczajenia tak, jak tutaj opisałem (choćby spóźnianie się, które nawet widać w Twoich snach- Twoja podświadomość zwraca na to uwagę już nawet), niekorzystne zmiany, a nawet niebezpieczeństwo. (5) Unosisz się nad ziemią. Można to zinterpretować jako metaforyczne "nie masz gruntu pod nogami" lub "nie stąpasz twardo po ziemi". Oznacza wyjątkową niepewność wszystkiego, co się wiąże ze szkołą. W każdej chwili mogłoby się coś stać. Prędkość tutaj ma zapewne znaczenie upływu czasu. "Czas pędzi" tak szybko, że nim się spostrzeżesz, mijają kolejne miesiące i zbliża się koniec roku. Strata plecaka to jak "strata bagażu życiowego". Chodzi o to, że poprzednie lata nie nauczyły ciebie jak masz postępować. (6) Tu nadal chodzi o ciągłe "wracanie do punktu wyjścia". Dla mnie i dla wielu osób też zapewne Galeria Mokotów jest symbolem lenistwa, czy uciekania od lekcji na popijawe, czy wagary po prostu, czyli wybranie złej drogi. Strata ubrania to tu bezwględny symbol wyjątkowego roztargnienia, które owocuje w zwisy na lekcji chociażby- trudno zaprzeczyć czyż nie? Ta "babka" (szkoda ze nie napisałeś czy jest stara, czy w wieku średnim) patrzy się na Ciebie dziwnie, bo najwyraźniej "jest na co popatrzeć", czyli nadal tu chodzi o Twoje złe priorytety, ustalane w życiu. (7) To, że "nie trafiłeś" do celu, czyli muszli, mówi chyba samo za siebie nie? Konsekwencje oczywiście nieprzyjemne z tego powodu były. Nie bez powodu obsikałeś plecak. To tak, jakby Twoja podświadomość powiedziała, że "lejesz na szkołe" tylko ona to mówi bardziej dosłownie. Dla mnie zasłanianie kabiny to tak, jakby ktoś powiedział, że "aż wstyd pokazywać, co ktoś wyprawia". (8) Ta kobieta może być Twoją krytyczną częścią natury, która jest obiektywna wobec Ciebie. Śmiałeś się z niej... ironizowałeś na jej temat, to trochę jakby o czymś świadczy... Wojsko oznacza tutaj obowiązek, przymusowość. B zaś jest odbiciem lustrzanym Ciebie samego, tak samo jak w rzeczywistości. Nie zaprzeczysz nie? On był jakby wzmocnieniem Twojej lekceważącej postawy wobec "głosu wewnętrznego" w postaci tej kobiety, która wytykała ci Twoje błędy. Daje ci on poczucie tego, że trwanie w złych nawykach jest może i "zabawne", ale nie koniecznie dobre dla Ciebie samego. (9) Późno już mówi o tym, że "trzeba się spieszyć, by zdąrzyć na czas". Sam wiesz, że nadal chodzi o szkołę. Potem zastanawianie się, kim jest B, ale tak naprawdę zastanawiasz się "kim ja jestem? co sobą reprezentuję?". (10) Klucze służą do "otwierania nowych perspektyw". Klucz do przyszłości Twojej. O ile klucz to z reguły pozytywny symbol, o tyle tutaj Twoja przyszłość jest wręcz "spalona" i Ty razem z nią, jeśli nie zaczniesz działać pozytywnie, a nie jak do tej pory. Obraz Ch najaranego jak nigdy, który poruszył ciebie dogłębnie ma Ci pokazać tutaj akurat, że skończysz tak samo jak on, jeśli nic z tym nie zrobisz. To tak jakby podświadomość krzyczała "rób to, co on, pal, pij i olewaj szkołę i popatrz, jak skończysz, sam siebie się będziesz bał". (11) W końcu widzisz, jak szare i ponure może być Twoje życie. Papier też często jest kojarzony z życiem: szczególnie w słowach "szare i do dupy" się to ujawnia. Tutaj dodatkowe utwierdzenie w tym symbolu, ale w formie obrazu tym razem. Obraz jest po to, że tylko on pozwala na obiektywne spojrzenie na coś. Odnośnie aneksu: mgła "przysłania prawdę" o świecie, tak samo jak słaba ostrość obrazu. To wszystko zbiega się w jednym punkcie, który mówi o tym, że niewłaściwie na wszystko patrzysz. Ci ludzie, którzy mieli się przygotowywać do pracy w fabrykach pokazują, jak ciężka może być Twoja własna praca- jeśli nie włożysz dość wysiłku w to, co robisz stracisz szansę na normalną robotę. (12) Obraz to Twoje życie. Szare w którym jak piszesz "coś nie pasuje". Pełno w nim chaosu i nieładu.